Następnego dnia:
Oczami Kornelii:Nie miałam pojęcia kiedy się obudziłam, jak długo leżałam na łóżku. Wiedziałam tylko, że znajdowałam się w pomieszczeniu, które było mi znane z dzieciństwa. Muszę przyznać, że było mi tutaj dobrze. Gdyby nie to, że pokój był ciemno różowy... - właściwie, gdyby nie to że wszystko było w nim różowe - to byłabym w stanie jakoś się w nim odnaleźć, kto wie może nawet zdołałabym tu na nowo zamieszkać.
Ta myśl krążyła po mojej głowie od wczoraj. "Czy mogłabym tu wrócić?"
Nie miałam zamiaru zrezygnować z ostatniego postanowienia. Postanowienia dotyczącego tej ważnej dla każdego człowieka, a może najważniejszej - miłości. Czasem zadaje sobie pytanie czym w ogóle jest ta miłość.? Ale ten temat jest dosyć skomplikowany, a moje przemyślenia nie są wystarczające.
Byłam dziś tak leniwa, że nie chciało mi się nawet zerknąć na zegarek, zastanawiałam się też jak ja w ogóle wyglądam. W nocy trochę płakałam. Nie wiem dlaczego. Przecież się z nim zobaczyłam. Teraz nie wiem co robić. Z jednej strony chciałabym znowu być blisko niego ale z drugiej wiem, że nie będzie łatwo go odzyskać, nie wiem nawet czy w ogóle uda mi się to osiągnąć. Właściwie nie mam żadnych aktualnych informacji o tym jak wygląda teraz jego życie, co się zmieniło a co nie. Wszystko jest zagadką - kolejną - którą muszę jakoś rozwiązać. W nocy dużo myślałam... znowu. Czasem wydaje mi się, że za dużo myślę... Ale czy człowiek nie został właśnie do tego poniekąd stworzony? Doszłam do kilku wniosków.
Po pierwsze chciałabym wrócić do Wrocławia, zamieszkać tu, tak jak dawniej. To będzie bardzo trudne. Wiem. Ale jakoś dam radę. Muszę po prostu porozmawiać z Danielem, który przekona rodziców. Mam tylko nadzieję, że dziadek Teodor nie będzie miał nic przeciwko. Dlaczego chce z powrotem tu zamieszkać? Nie chodzi tylko o Karola, pozostaje też kwestia tego, że Łódź chyba nie jest dla mnie. Nie przywykłam do tego miasta a mieszkam w nim już dobrych kilka lat. Nawet nie mam przyjaciół. Tylko pojedyncze koleżanki. Czasami jest okej ale czasem po prostu brakuje mi tej bliskości, bliskości przyjaciela. Całe szczęście, że mam Daniela. Jestem bardzo ciekawa, czy mój brat zamieszkałby ze mną. Gdzieś w głębi skrycie na to liczyłam.
Drugim moim przemyśleniem był oczywiście Karol. Skomplikowany Karol i skomplikowane wszystko co z nim związane - oczywiście nie bez powodu. To ja utrudniłam to wszystko więc teraz muszę się z tym uporać. Mam nadzieję, że znajdę siłę. Przede wszystkim chce go przeprosić. Czas pokaże co będzie później. Ale czy wyleczy rany ?
...
Leżałam tak jeszcze z dobrą godzinę.W końcu postanowiłam wyrwać się z zamyślenia. Zerwałam się w jednej chwili z łóżka i szybko je pościeliłam. Wiedziałam, że inaczej zmarnuje w nim cały dzień. Wreszcie zorientowałam się że dochodzi 7. Czy to jakieś żarty? Nie wiedziałam co robić. Nałożyłam na siebie wczorajsze dżinsy i jaką świeżą koszulkę wyjętą z walizki. Była lekko pomięta. Zeszłam na dół. Po drodze zdążyłam też wstąpić do łazienki. W domu było bardzo cicho. Lubiłam ciszę, wręcz ją ubóstwiałam. Postanowiłam cieszyć się nią w kuchni. Nie miałam na nic ochoty. Nie chciało mi się nawet otwierać lodówki. Piłam szklankę herbaty, po czym zaczęłam patrzeć w okno. Na znajdującym się w pobliżu drzewie - właściwie na jego gałęziach - widoczne były krople rosy. Drzewo było tak blisko, że gdybym tylko otworzyła okno to spokojnie mogłabym go dosięgnąć.
Nagle do kuchni wszedł Daniel.
- Dzień dobry - przywitał mnie z uśmiechem.
Był dziwny. Tylko on potrafił się na tyle zmotywować aby tak wcześnie wstać. I po co?
- Co Ci odwala, że tak wcześnie wstajesz? - spytałam prosto z mostu, nie było to chyba przemyślane, zmierzył mnie tylko tym swoim wzrokiem. - Wybacz - bawiłam się teraz łyżeczką, którą przed chwilą mieszałam herbatę. - Wyspałeś się?
- Tak, zdecydowanie. Jakoś tak miło znów tutaj przebywać - Posłałam mu uśmiech gdy tylko to usłyszałam.
Serce trochę przyśpieszyło. Stresowałam się tym co za chwilę powiem, albo może lepiej tym o co zaraz zapytam. Ale cóż, kiedyś musiałam. A odkładanie tego było bezsensowne.
- Nie moglibyśmy tu wrócić?
Usłyszałam tylko wybuch śmiechu. No nie... Stał przede mną, trzymając tą durną torebkę herbaty i śmiejąc się jak nigdy. Myślał, że żartuje. Wstałam szybko. Spoważniał. Wyrwałam mu torebkę z ręki, otworzyłam szafkę, w której dziadek trzyma szklanki. Wyjęłam pierwszą lepszą, walnęłam nią w blat. Trochę się wystraszyłam, myślałam, że się potłukła. Nic się nie stało. Postanowiłam to zostawić. Odwróciłam się w stronę Daniela, który siedział na moim poprzednim miejscu i patrzył na mnie.
- Mówię poważnie. Nie moglibyśmy? Znaczy, może ty nie chcesz, ale ja... Ja bardzo bym chciała. - mówiłam a on nadal patrzył tym swoim wzrokiem. Nie lubiłam tego. Pewnie zaraz znów walnie jakieś kazanie.
Postanowiłam z powrotem odwrócić się do Niego plecami. Patrzyłam na stojącą na blacie szklankę. Nie odezwał się ani słowem. Wyszłam. Po chwili byłam na ulicy przed domem i zmierzałam w niewiadomym kierunku. Nie założyłam nawet kurtki. Miałam na sobie tylko sweter. Nie obchodziło mnie to. Szłam przed siebie. Byłam zła.
...
Było cholernie zimno. A ja nadal szłam. Nie płakałam. Było to dosyć dziwne. Kiedy jestem wkurzona to łzy same lecą. No ale cóż może przyszedł czas na zmiany. Usłyszałam nadjeżdżający samochód. Zatrzymałam się i zaczęłam machać. Czy mi odbiło? Najwidoczniej tak. Samochód zjechał na pobocze. A ja tak po prostu szłam w kierunku tego auta. Najgorsze było to, że zamierzałam do niego wsiąść.
- Można? - zapytałam otwierając drzwi.
- Wsiadaj. - usłyszałam męski głos.
Oczywiście. Przy moim szczęściu, to przecież nie mogła być jakaś starsza kobieta, tylko facet. Na dodatek dopiero teraz zauważyłam, że jest nieco starszy ode mnie.
- Dzięki - posłałam uśmiech.
Odjechaliśmy. Boże, co ja robiłam? W tym momencie zaczęłam się bać. Byłam w aucie z jakimś obcym chłopakiem, na dodatek nie miałam telefonu. Wspaniale. Spojrzałam na Niego. W tym samym czasie on spojrzał na mnie i zaczął się dziwnie uśmiechać. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. To już nie było śmieszne. Poważnie zaczynałam się martwić. Nie byłam nawet w stanie wydusić z siebie słowa.
- A tak w ogóle to dokąd jedziesz? - zapytał.
Wystraszyłam się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie planowałam nawet wychodzić z domu, a teraz jadę z kimś w aucie nie mając pojęcia dokąd. Postanowiłam się przełamać.
- Właściwie to możesz mnie tu wysadzić. - Stwierdziłam nie dając nic po sobie poznać.
- I zatrzymałaś mnie po to żebym podwiózł Cię te parę metrów, które przeszłabyś w 10 minut tak? - patrzył teraz na mnie przez jakiś czas.
- Patrz na drogę debilu - zaczęłam wykrzykiwać w jego kierunku.
Ale nic z tym nie zrobił, patrzył dalej w moją stronę. Myślałam, że zwariuje. Nie wiedziałam co się stanie. Nagle zaciągnął ręczny a samochód lekko się obrócił. Zaczęłam szybko odpinać pas. Chciałam się jak najszybciej wydostać z tego przeklętego wozu. Drzwi były zamknięte. Co? Spojrzałam w kierunku kierowcy. Patrzył na mnie a jego cwaniacki uśmiech był nie do zniesienia.
- Dlaczego drzwi są zamknięte? - zapytałam po chwili, musiałam się trochę uspokoić inaczej chyba bym wybuchła.
- Widocznie się zacięły - mówił - Chyba nie będziesz mogła wyjść. - jego oczy zabłysły.
- Wypuść mnie. - Powiedziałam stanowczym głosem. - słyszysz??
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - zaczął się do mnie przybliżać, serce waliło mi jak młot - Nie mogę tak po prostu pozwolić ci wyjść, to by było nieetyczne. - odsunął się - zważając na to, że jest strasznie zimno a ty nie masz kurtki to byłby to strasznie chamskie z mojej strony gdybym wyrzucił Cię teraz z auta. A masz spory kawałek do domu.
- Co? Co ty dajesz człowieku? - pytałam zdezorientowana a zarazem zdenerwowana. - Skąd w ogóle wiesz gdzie ja mieszkam.?- tu zaczęłam się głębiej zastanawiać.
Spojrzałam na siedzącego obok chłopaka i zaczęłam mu się bliżej przyglądać ale nic. Nic się nie wyjaśniło.
- Nie poznajesz mnie co? - pytał z uśmiechem na ustach.
Nie docierało do mnie co mówił, byłam tak wystraszona. Patrzyłam na Niego, ale nie kojarzyłam go. Nagłe zaćmienie? Czy może koleś po prostu ze mnie żartuje? Zaczęłam się po raz kolejny zastanawiać co ja tu robię i co mi odbiło.
- Ej Nel - zaczął pstrykać palcami przed moją twarzą próbując wyrwać mnie z zamyślenia.
Chyba w końcu zauważył, że to wszystko lekko mnie sparaliżowało.
- Nie bój się już, tylko żartowałem. Serio mnie nie pamiętasz? Myślałem, że tylko udajesz. I że tak sobie żarty robimy. Ej! - nie reagowałam.
Wysiadł z auta. Nagle poczułam chłodny powiew wiatru, otworzył drzwi obok mnie. Orzeźwiające powietrze sprawiło, że w końcu wyrwałam się z tego zamyślenia. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Co?
- Pytałem czy wszystko jest okej.
- Tak, nic mi nie jest, chyba się zamyśliłam, wystraszyłam. No wiesz trochę, w sumie trochę bardzo mnie wystraszyłeś! - Rzuciłam się na Niego z pięściami. - Czy ty jesteś normalny?? - zaczęłam się drzeć, nie zważając na to, że właśnie próbował mnie jakoś ogarnąć bo chyba bym go tam zabiła. złapał mnie tak, że nie mogłam poruszać rękoma. - Puszczaj wariacie!
- Najpierw się uspokój.- wydarł mi się do ucha co sprawiło, że przestałam stawiać opór, pozwoliłam żeby mnie tak trzymał dopóki nie dojdę do siebie. - Pytanie brzmi czy to ty nie jesteś psychiczna? Kto o zdrowym umyśle wychodzi w taką pogodę w samym sweterku, zatrzymuje przejeżdżające auto, wsiada do niego nie znając kierowcy a teraz jeszcze rzuca się na mnie z pięściami - mówił śmiejąc się ze mnie.
- Przestań bo źle się to dla Ciebie skończy! - powiedziałam stanowczo. - Możesz mnie już puścić?
- Na pewno?- stał za mną a jego ramiona owinęły moje tak, że nie mogłam nic zrobić, pochylił się lekko do przodu tak, że jego twarz znajdowała się teraz tuż obok mojej i patrzył na mnie nadal się śmiejąc. W pewnym momencie poczułam jego oddech. Chyba znów zaczęłam się denerwować, napięłam wszystkie mięśnie.
Puścił mnie. Zaczęłam iść przed siebie. Po chwili zorientowałam się, że jestem na jakimś totalnym zadupiu i nie wiem co dalej. Odwróciłam się w stronę chłopaka. To było jedyne wyjście. Zresztą nurtowało mnie też pytanie: "Kim on właściwie jest?"
Walking.Dream.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz