wtorek, 22 stycznia 2013

8.


Oczami Kornelii:
       Wszedł do kuchni nie spuszczając ze mnie wzroku. Muszę przyznać, że trochę się zawstydziłam, jednak uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Chłopak przywitał się z dziadkiem Teodorem i już chciał wychodzić.
- Hola Hola, dokąd to mój drogi - staruszka odezwała się, piorunując Go wzrokiem - Zaproś koleżankę do siebie, bo nudzi się tu z nami. (Muszę przyznać, że babuleńka wymiatała).
      Patrzył na mnie obojętnie, ale po chwili dało się u niego zauważyć lekki uśmiech. Prześliczny uśmiech. Nie mogłam się opanować, kąciki moich ust skierowały się bardziej ku górze, chociaż poniekąd byłam na Niego zła. Wstałam aby dać znak, że zgadzam się z jego babcią. Nie powiedział nic, stanął tylko z boku patrząc na mnie, rękami wskazywał na korytarz jakby zaraz miał powiedzieć "voila". Po prostu puszczał mnie przodem. Poczłapałam w głąb korytarza słysząc, że idzie za mną. Schodził po schodach więc stwierdziłam, że właśnie tam się udamy. Stawiałam ostrożnie kroki aby się nie potknąć. Szło mi całkiem nieźle. Kiedy już wdrapaliśmy się na górę w końcu się odezwał.
- Teraz skręć w lewo.
Zrobiłam jak mówił. Usłyszałam śmiech.
- W to drugie lewo. - śmiał się.
- Przecież wiem, zrobiłam to specjalnie.              
- Jasne - patrzyłam jak się cieszy. - Zawsze byłaś zabawna. - stwierdził po czym wszedł do jakiegoś pokoju.
Udałam się za nim.
- Wow, masz ogromny pokój - mówiłam rozglądając się po wielkim pomieszczeniu.
- Nie jest taki zły, przynajmniej się ciuchy pod nogami nie walają - spojrzałam w kąt pokoju na który zerkał, stał tam fotel, który u niego robił akurat za szafę. - Rozgość się - zajął się jakąś grą komputerową.
" Faceci "
- Skoro mowa o ubraniach, czemu nie przypomniałeś mi o tej bluzie - mówiłam wskazując na część garderoby wyjętą przed chwilą z torby, rzuciłam ją tak, aby wylądowała mu na głowie.
- Aj no, wiesz byłaś nieźle wkurzona, bałem się, że jeszcze mnie pobijesz - żartował, ściągając bluzę.
- Strasznie tu gorąco - powiedziałam.
Wstał i zmierzał w kierunku okna. Dopiero teraz zauważyłam jaki jest wysoki. Otworzył okno i zasiadł na parapecie spoglądając na mnie. Zorientowałam się, że gapie się na niego z otwartą buzią.
Zaczęłam się śmiać.
- Co? - zapytał.
- Nie nic, śmieje się z siebie. - Wstałam i podeszłam do niego wyciągając z kieszeni zdjęcie, które mu wręczyłam.
- No właśnie o tym mówiłem, serio tego nie pamiętasz ? - zapytał patrząc na mnie, a ja spoglądałam na zdjęcie na którym było dwoje dzieciaków w śmiesznych strojach.
- Może jakieś krótkie momenty ale nie pamiętam dokładnie, to było dawno.
- A potem wyjechałaś - oddał mi zdjęcie - Idziesz ze mną?
- Co? Gdzie?
- Na zewnątrz. Jest piękna pogoda a tutaj jest strasznie nudno.
- Chyba nie mam innego wyjścia, tak? To idziemy?
- Tylko się przebiorę. - kierował się w stronę szafy.
Nawet nie zdążyłam się ruszyć a krótkie spodnie które miał na sobie leżały już na podłodze.
- Mmm seksowne bokserki - skomentowałam krótko wychodząc z pokoju i chichocząc.
      Zeszłam na dół ale nikogo nie było. Zastanawiałam się gdzie się podział mój dziadek, ale cóż dzieckiem nie jest. Postanowiłam zaczekać na Dawida. Usłyszałam dźwięk telefonu, do którego szybko się rzuciłam mając cichą nadzieję. Ale znów przyszło mi się zmierzyć z rozczarowaniem.

Brat: "Jestem w domu, gdzie wy jesteście?"
Ja: "Niedługo będziemy, jak wrócimy to pogadamy"
Brat: "Pytałem gdzie jesteście..."
Ja: "Wyluzuj się "


      Pisząc to miałam pewność, że nie dostanę już sms'a. Daniel po prostu się na mnie wkurzy.
Usłyszałam kroki. Po schodach schodził Dawid, majstrując jeszcze coś przy pasku od spodni. Miał teraz na sobie dżinsy i jakąś bluzkę białego koloru.
- I jak wyglądam ?
- Pysznie - zaczęłam się śmiać. - Idziemy ? Bo staruszków już nie ma.
- Nie martw się, pewnie siedzą w ogrodzie.
Otworzył mi drzwi ubierając w tym samym czasie kurtkę.
Minęliśmy ich kiedy mieli zamiar wejść do domu. Zdążyłam tylko zakomunikować, że Daniel już się o nas zamartwia. Widziałam jak dziadek wywraca oczami. Było to trochę śmieszne a zarazem bardzo podobne do mnie.
Szliśmy do ogrodu, który był za domem.
- Masz tu huśtawkę i nic nie mówisz ? - spojrzałam na niego - Zawsze chciałam mieć własną huśtawkę - mówiłam jak małe dziecko.
Patrzyliśmy na siebie. Widziałam, że coś knuje, bo już zaczynał się śmiać, i właśnie zaczęliśmy biec. Oczywiście, on był pierwszy. Zasiadł dumnie a ja zdyszana zaczęłam się drzeć.
- Ej ty chamie! Masz ją na co dzień. Oddawaj ! - Próbowałam go zrzucić ale dopiero po chwili zorientowałam się, że tylko Go szturcham a On śmieje się wniebogłosy. - Bardzo śmieszne - stanęłam do Niego tyłem udając obrażoną.
Nagle poczułam lekkie szarpnięcie i siedziałam u Niego na kolanach.
- I widzisz teraz wszyscy są zadowoleni - powiedział dumnie.
Było mi głupio tak siedzieć. Wstałam jak oparzona.
- Przepraszam, usiądziesz? - pytał wstając.
- Nie, muszę już iść - powiedziałam szybko i ruszyłam w kierunku domu.
Dogonił mnie i złapał lekko za ramię.
- Ej no zaczekaj, przepraszam, to był tylko taki odruch. Nie gniewaj się.
Spojrzałam na niego. Jego brązowe oczy pięknie wyglądały w słońcu, były pełne blasku. Wpatrywałam się w nie.
- Dobra, no rozumiem, taki odruch, okej - rzuciłam - Zawołałbyś mojego dziadka ? Brat już się martwi, właściwie to pewnie zaraz wracamy do Łodzi.
- Wracasz do Łodzi? Myślałem, że wróciliście...
- Wierz mi nawet nie wiesz jakbym tego chciała, to co pójdziesz? - wyrwałam go z zamyślenia.
- Co? Tak już idę. Zaczekaj chwilkę.
Ta chwilka trwała strasznie długo. Jednak starałam się być cierpliwa. Niedługo potem ujrzałam dziadka Teodora. Z uśmiechem na twarzy żegnał się ze starszą panią, z którą spędził popołudnie. Krzyknęłam tylko do widzenia, kiedy miałam Go już przy sobie. Zobaczyłam jeszcze Dawida, który opierał się o futrynę wejściowych drzwi.
...
     Siedziałam w pokoju, a nuda była nie do zniesienia. Nie miałam tu nic czym mogłabym się zająć.
Daniel zadecydował, że już w nocy wyruszymy w drogę powrotną. Nie chciałam wracać do domu. Pomysł, który rano przedstawiłam bratu odszedł w niepamięć. Może to i lepiej.
Sama nie wiem czego chcę, a to dosyć poważna sprawa. Tyle sobie naobiecywałam, że będę walczyć, że jakoś uda mi się załatwić sprawę z Karolem. Pytanie brzmi jak się do tego zabrać. Znając siebie ucieknę od problemów.
Usłyszałam pukanie do drzwi, w których niedługo potem pojawił się Daniel.
- Spakowana?
- A wyglądam? - popatrzyłam na Niego po czym wskazałam na mały bałagan przede mną.
- Pospiesz się, bo już późno. - wyszedł.
       Nie wiem czemu, zachciało mi się płakać. Czułam się tak samo jak sześć lat temu. Tyle, że wtedy wszystko załatwiała mama. Zorganizowała całą przeprowadzkę. Ja martwiłam się tylko o to czy będzie nam dobrze w nowym domu i czy zdołam utrzymać kontakt ze znajomymi.
      Szybko powkładałam swoje rzeczy do torby, nawet ich nie składając. Nie miałam na to ochoty. Położyłam się na łóżku nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Dochodząca ze słuchawek muzyka nie pozwalała mi zasnąć, mimo tego że była powolna i uspokajająca. Odwróciłam twarz w kierunku ściany. Zamknęłam oczy i zaczęłam się wsłuchiwać w słowa bieżącej piosenki.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na plecach. Myślałam, że to Daniel.
- Daj mi spokój - mówiłam nie odwracając się.
To było podejrzane. Jeśli byłby to mój brat to na pewno nie dałby za wygraną i nie wyszedł po dobroci. Podniosłam się szybko i wyjęłam słuchawki z uszu. Na fotelu obok siedział Karol...
- Co ty tu robisz ? - patrzyłam na Niego sparaliżowana.
W pokoju panowała cisza. Chyba sam zastanawiał się nad odpowiedzią. Spuścił głowę.
- Nie wiem, coś kazało mi tu przyjść.
Nie wierzyłam własnym oczom. On tu był, siedział przede mną. Co mam robić? Powinnam była się wcześniej zastanowić. Przecież i tak chciałam z nim porozmawiać. Od czego mam zacząć? Zaczynałam panikować.
Karol siedział w ciszy. Czekał na mój ruch. Byłam tak spięta, że nie mogłam się poruszyć. Nie miałam pojęcia co zaraz powiem.  Postanowiłam się przełamać.
- Posłuchaj ... - przerwałam na moment łapiąc się za głowę.
W głowie miałam mętlik. Spojrzał na mnie i tym razem to on się odezwał.
- To ty posłuchaj. Sam nie wiem co tutaj robię. Ale muszę tu być. Czuje, że muszę tu być...- zerwał się na równe nogi. Wstałam. Podszedł do mnie.- Nel ja Cię kocham! Kocham Cię, mimo wszystko.
Widziałam jak po jego policzku spływa łza, zalała mnie fala ciepła, powróciło uczucie, dziwne uczucie, które wywoływało ból i jednocześnie dawało nadzieje. Stałam nieruchomo.Wiedziałam, że zadrży mi głos, ale musiałam się odezwać.
- Karol... - teraz to ja płakałam - Przepraszam Cię za wszystko. Może to niczego nie zmieni ale to co zrobiłam to była najgłupsza rzecz w moim życiu, najgłupsza decyzja. - złapałam go za rękę, jemu też było ciężko. - Miałam wtedy tego dosyć, to wszystko tak nas męczyło i bolało... Przepraszam. Wiem, że to wszystko przeze mnie, wiem. - czułam coraz to świeższe łzy na swoich policzkach - chciałam dobrze  - puściłam jego dłoń, otarłam łzy i siadłam na łóżku.
Nie trwało to długo. Zasiadł koło mnie. Nie patrzyłam na Niego. Dobrze znałam tą twarz. Twarz, która krzyczała "Nie zostawiaj mnie. Kochaj Mnie!"

 Chwycił mnie za podbródek. Spojrzałam w jego błękitne, szklące oczy. Nie wiedziałam już nic. Po prostu się do Niego przytuliłam. Miałam nadzieję na lepsze jutro.

 Walking.Dream.

piątek, 28 grudnia 2012

7.

  Oczami Kornelii:
      Szłam w jego kierunku. Siedział już w aucie. Weszłam do samochodu, zapięłam pas i nie odzywałam się do nieznajomego. Czułam na sobie jego spojrzenie. Niby byłam taka niezależna. A teraz potrzebowałam pomocy. Nie wiedziałam jak dostać się do domu a na dodatek było mi strasznie zimno. Chyba właśnie się zorientował bo zaczęłam zgrzytać zębami. "Pewnie zaraz odda mi swoją kurtkę ..." - myślałam. Nie pomyliłam się. Spojrzałam na Niego, widziałam jak ją ściąga, następnie zdjął bluzę, którą rzucił w moim kierunku. Usłyszałam krótkie "trzymaj".
- Nie mam zamiaru tego zakładać. - powiedziałam stanowczo.
- To marznij dalej. - mówił zakładając kurtkę - Odwiozę Cię do domu okej ?
Kiwnęłam tylko głową. Kim on do cholery był?? Wzięłam bluzę i szybko na siebie założyłam, myślałam, że tam zamarznę. Widziałam tylko jak się śmieje. Odwróciłam się w drugą stronę i splotłam ręce udając niedostępną. Oczywiście nie trwało to długo. Jechał szybko. Zaczęłam się niepokoić.
- Możesz zwolnić ? - wydarłam się.
- Po co?
- Bo jedziesz za szybko!
- Nie sądzę.
Wkurzył mnie jak nikt.  Po co ja w ogóle wsiadłam do tego auta? Jestem idiotką.
- Zatrzymaj się. - powiedziałam.
- Żartujesz?
- Nie ! Natychmiast zatrzymaj auto !
Zahamował ostro.
- Co ty odwalasz? Chcesz mnie zabić? - Denerwowałam się cały dzień a końca nie było widać. Rozejrzałam się. Nadal nie wiedziałam gdzie jestem. Byłam tak blisko a zarazem tak daleko domu. Totalnie nie pamiętałam tej okolicy. Co teraz?
- Skoro wiesz gdzie mieszkam to czy mógłbyś mi powiedzieć jak dostanę się do domu ? - zapytałam z udawaną grzecznością. - Kim w ogóle jesteś? - Nie wytrzymałam, moja ciekawość wygrała.
- Dawid - posłał szeroki uśmiech, widocznie bawiło go moje zachowanie, nie było mi to na rękę, nie lubię jak ktoś ze mnie żartuje.
Jaki Dawid ? Nie znałam żadnego Dawida. Zrobiłam dziwną minę. Miałam dosyć tej głupiej zabawy. Patrzył na mnie nadal szczerząc zęby a ja złapałam się tylko za głowę.
- No dziewczyno, nie pamiętasz mnie? Serio? - Chyba się rozczarował.
- No widzisz nie bardzo. I jeśli zaraz mi nie wyjaśnisz tego wszystkiego to ostro się wkurzę.
- Kurde no. Jestem Dawid, chodziliśmy kiedyś do jednej podstawówki, nasi rodzice się przyjaźnili, byłaś ze mną na tym balu przebierańców, jak byłem w szóstej klasie. Nie pamiętasz? Od razu Cię poznałem jak szłaś ulicą. Myślałem, że też mnie kojarzysz. Widocznie się pomyliłem. Taka mała Nel i mały Dawidek, jak możesz tego nie pamiętać ? - Śmiał się mówiąc to.
Posłałam mu uśmiech. Ale ja na prawdę mało co pamiętałam. Dlaczego? W sumie to miałam wtedy  dziesięć lat, a to całkiem sporo. Coś było nie tak. Patrzyłam na Niego. Chyba się zorientował, że Go nie kojarzę.
- Aż tak się zmieniłem ? - zrobił dziwną minę, a ja w ogóle się nie odezwałam, nie chciałam palnąć jakiejś głupoty. - No dobra okej, nie ważne. - zrezygnował z wszelkich wyjaśnień i z powrotem ruszył.
     Jechaliśmy jeszcze jakieś siedem minut, po czym byliśmy pod domem dziadka.
- Jesteśmy na miejscu - stwierdził nie okazując żadnych emocji.
Zaczęłam odpinać pasy. Otworzyłam drzwi i rzuciłam krótkie "dzięki". Ruszyłam w kierunku domu, usłyszałam tylko pisk opon.
...
     Minęło kilka minut. Po cichu weszłam do domu, zobaczyłam dziadka siedzącego w salonie i oglądającego telewizję. Zajrzałam na chwilkę żeby się przywitać. Byłam lekko roztrzęsiona, miałam tylko nadzieję, że nie zauważy.
- O Kornelia. - Powiedział gdy mnie zauważył.
- Hej dziadku - uśmiechnęłam się do niego, odwzajemnił uśmiech - Co oglądasz? - siadłam na fotelu obok.
- Pojęcia nie mam, dziś już nic nie ma w tej telewizji - stwierdził po czym wyłączył odbiornik. - Chcesz coś do jedzenia ? - zapytał - Właśnie miałem zamiar zrobić śniadanie.
Zastanawiałam się która tak właściwie jest godzina. Zerknęłam na wiszący na ścianie zegar. Dopiero po 9. Załamka. W tym samym czasie usłyszałam swój brzuch, tak, zdecydowanie musiałam coś zjeść.
- Właściwie to jestem strasznie głodna. - Gdy to usłyszał zaczął się śmiać.
- Zawołam Cię. - Dziadek udał się w kierunku kuchni
- Dziadku, gdzie Daniel? - zapytałam
Wzruszył ramionami.
- Powinien zaraz wrócić, więc może lepiej ściągnij tą jego bluzę, no chyba, że chcesz go zdenerwować, wiesz jak nie lubi jak ktoś dotyka jego rzeczy. - Udał się do kuchni.
Wywaliłam oczy i w jednej chwili ściągnęłam bluzę Dawida, którą nadal  na sobie miałam . Czemu ten idiota mi o niej nie przypomniał? Co to za człowiek...
...
     Siedziałam na poddaszu. "Mój" pokój wyglądał teraz tak dziecinnie. Zaczęłam się śmiać. Zastanawiałam się czemu nikt nic z nim nie zrobił. No ale cóż może dziadkowie myśleli, że jeszcze kiedyś tu wrócimy, Zresztą nawet to niczego nie zmienia, przecież i tak byłabym starsza. Kolor tego pomieszczenia mnie przerażał.
Zerknęłam na leżącą na krześle jasną bluzę. Zaczęłam myśleć o tym co się dziś wydarzyło. Jedno jest pewne to było dziwne. Co mi tak właściwie odbiło? To co zrobiłam nie było do mnie podobne. Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.  Zeszłam szybko na dół.
- Dziadku - Zaczęłam wołać, po czym zauważyłam, że siedzi w kuchni. - Mamy tu jakieś albumy ze zdjęciami? - Patrzyłam na niego pełna nadziei.
- Przecież już oglądaliśmy zdjęcia, to było wczoraj, nie pamiętasz?
Patrzył na mnie a ja patrzyłam na niego. Zdezorientowana? Raczej nieźle wystraszona. Co się ze mną dzieje? A może raczej z moją pamięcią. Nawet staruszek pamięta więcej niż ja. Załamałam się.
- Są w salonie? - spytałam szybko.
Kiwnął głową więc jak najszybciej udałam się do wspomnianego pomieszczenia. Zaczęłam przeszukiwać starą szafę i w końcu znalazłam albumy. Była ich cała masa.
Babcia lubiła uwieczniać momenty z życia, stąd tyle tych zdjęć. Szkoda, że nie odziedziczyłam po niej tej miłości do fotografii. Czego nie mogę powiedzieć o Danielu, który ciągle zmieniał swoje zamiłowania. Teraz przerzucił się na gotowanie a tego należy się obawiać.
Postanowiłam wyszukać tylko albumy z moimi zdjęciami. To było łatwe, bo były oczywiście różowe.
Skandal. Wiem jedno, róż to zło.
Przeglądałam sterty zdjęć przez dobrą godzinę i nic. Żadnego zdjęcia ze szkoły. To niemożliwe. Albo były gdzieś schowane albo wzięłam je ze sobą te kilka lat do tyłu. I znowu dziura w pamięci. Zawzięłam się i chciałam znaleźć to czego szukałam.
Szybko udałam się do mojego " królestwa". Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pierwszy pokój w którym w pewnym sensie mieszkałam i który był czysty. Aż mi się głupio zrobiło. Znowu zaczęłam się śmiać. Postanowiłam trochę pogrzebać. W szafie na ubrania był tylko wieszak, w szufladach jakieś stare ozdobne reklamówki, pod łóżkiem nie było nic. Usiadłam na fotelu i złapałam się za głowę. "Myśl dziewczyno" mówiłam.

Usłyszałam tylko głos dziadka, który właśnie informował mnie, że śniadanie jest na stole. "Mała przerwa mi nie zaszkodzi" - Pomyślałam. Po chwili objadałam się naleśnikami. Dziadek Teodor zrobił naleśniki. Byłam pełna podziwu.
- To jest pyszne - mówiłam z pełną buzią, a dziadek patrzył na mnie i się uśmiechał. - Tak właściwie to co Cię naszło na takie eksperymenty? - pytałam oblizując się.
- Kiedy człowiek jest już stary to robi wszystko żeby móc zadowolić bliskich, przynajmniej masz ze mnie trochę pożytku.
- Nie jesteś jeszcze wcale taki stary - powiedziałam a on zaczął się głośno śmiać.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilkę.
- Dziadku nie mogę znaleźć żadnych zdjęć z dzieciństwa - wyżaliłam się - Znaczy chodzi o ten okres kiedy chodziłam do podstawówki.
Zastanawiał się po czym wstał i nie było go dobrych kilka minut. Gdy wrócił niósł ze sobą spore pudło. Mogłam się założyć, że jest tam to czego szukałam. Kiedy zawartość wylądowała na stole, zaczęłam przeglądać zdjęcia. Dziadek mi towarzyszył.
- Tych zdjęć babcia nie zdążyła włożyć do albumu, a ja o nich zapomniałem.
Spojrzałam na niego, widać było, że za nią tęskni. Nigdy nie wiedziałam co robić w takich sytuacjach i jak pocieszać ludzi. Siedziałam więc cicho, ostrożnie przekładając zdjęcia. Nagle ujrzałam znajomą twarz. To ten chłopak. Bingo.
- Dziadku kto to jest? - spojrzał na zdjęcie wyrywając się z zamyślenia.
- A to Dawid, mieszka niedaleko, jego babcia często u mnie bywa. Jest tak samotna jak ja. Tyle, że ma chociaż wnuczka z którym mieszka.
- Dawid ?- spytałam udając zaskoczoną, chciałam zebrać jak najwięcej informacji.
- Ula i twój tata znają jego rodziców, zresztą jeśli mnie pamięć nie myli to kilka razy tu byli. - nagle zaczął się śmiać - Pamiętam jak zawsze chowałaś się przed tym chłopcem.
Patrzyłam na niego a moja mina musiała wyglądać komicznie.
- Spytaj Daniela on ci opowie skoro nie pamiętasz.
Myślałam i myślałam, chowając jednocześnie zdjęcia do pudełka. Miałam zamiar umieścić je w  różowym pokoju. Gdzie do cholery jest ten Daniel? - zaczynałam się trochę martwić. Nie zastanawiając się dłużej napisałam do niego sms'a pytając za ile będzie. Odczekałam chwilę ale nic. Olewa mnie. Nie mam zamiaru na niego czekać.
- Dziadku nie chciał byś odwiedzić tej babci Dawida czasem? - spytałam lekko zakłopotana.
Chyba Go zaskoczyłam, ale przystał na moją propozycję twierdząc, że dawno jej nie widział i nie chce żeby się obraziła."Łatwo poszło" - pomyślałam. Uradowana pospieszyłam dziadka żeby się ubierał a sama pobiegłam na górę, zabrałam torbę w którą jakimś cudem wcisnęłam bluzę, Modliłam się żeby tylko torba nie pękła w szwach.

Po dwudziestu minutach byliśmy pod domem Dawida. Zapukałam do drzwi i spojrzałam na dziadka, który cały czas mi się przyglądał. Czułam tylko bijące od niego " Co ty kombinujesz?" - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Odwalało mi. I to już nie były żarty.
Nagle w drzwiach pojawiła się jakaś starsza pani, może trochę bardziej pomarszczona niż moja babcia ale i tak nie było źle. Przywitałam się ładnie, a dziadek oczywiście mnie przedstawił. Po chwili siedziałam razem ze staruszkami w kuchni. Dom był śliczny. Najwidoczniej rodzice Dawida zarabiają sporo kasy.
"No dobra jest fajnie. Siedzę w kuchni z dziadkami a przystojniaka jak nie było tak nie ma" - moje myśli mnie przerażały, uśmiechałam się do siebie. Staruszka spojrzała na mnie i również się uśmiechnęła. Chyba nie myślą że ich słucham? To by było przegięcie.
Kobieta w końcu zauważyła, że się nudzę. Nareszcie usłyszała rytm, który wystukiwałam nogą.
Usłyszałam tylko krótkie " zaraz wracam " i starsza pani znikła.
Dziadek patrzył na mnie śmiejąc się.
- Założę się, że zaraz przyprowadzi tu tego chłopaka.
Nie okazywałam żadnych emocji bo tak naprawdę to tylko na to czekałam. Nie chciałam żeby dziadek coś przyuważył, zaraz powiedziałby Danielowi.
 Usłyszałam tylko głośne "no zaraz idę" dobiegające z pokoju na górze. Staruszka wróciła do kuchni a niedługo po tym w drzwiach pojawił się Dawid. Jego mina była bezcenna. Cudem powstrzymałam wybuch śmiechu.

Walking.Dream.

6.

Następnego dnia:

 Oczami Kornelii:
     Nie miałam pojęcia kiedy się obudziłam, jak długo leżałam na łóżku. Wiedziałam tylko, że znajdowałam się w pomieszczeniu, które było mi znane z dzieciństwa. Muszę przyznać, że było mi tutaj dobrze. Gdyby nie to, że pokój był ciemno różowy... - właściwie, gdyby nie to że wszystko było w nim różowe - to byłabym w stanie jakoś się w nim odnaleźć, kto wie może nawet zdołałabym tu na nowo zamieszkać.

Ta myśl krążyła po mojej głowie od wczoraj. "Czy mogłabym tu wrócić?"
     Nie miałam zamiaru zrezygnować z ostatniego postanowienia. Postanowienia dotyczącego tej ważnej dla każdego człowieka, a może najważniejszej - miłości. Czasem zadaje sobie pytanie czym  w ogóle jest ta miłość.? Ale ten temat jest dosyć skomplikowany, a moje przemyślenia nie są wystarczające.
     Byłam dziś tak leniwa, że nie chciało mi się nawet zerknąć na zegarek, zastanawiałam się też jak ja w ogóle wyglądam. W nocy trochę płakałam. Nie wiem dlaczego. Przecież się z nim zobaczyłam. Teraz nie wiem co robić. Z jednej strony chciałabym znowu być blisko niego ale z drugiej wiem, że nie będzie łatwo go odzyskać, nie wiem nawet czy w ogóle uda mi się to osiągnąć. Właściwie nie mam żadnych aktualnych informacji o tym jak wygląda teraz jego życie, co się zmieniło a co nie. Wszystko jest zagadką - kolejną - którą muszę jakoś rozwiązać. W nocy dużo myślałam... znowu. Czasem wydaje mi się, że za dużo myślę... Ale czy człowiek nie został właśnie do tego poniekąd stworzony? Doszłam do kilku wniosków.
 Po pierwsze chciałabym wrócić do Wrocławia, zamieszkać tu, tak jak dawniej. To będzie bardzo trudne. Wiem. Ale jakoś dam radę. Muszę po prostu porozmawiać z Danielem, który przekona rodziców. Mam tylko nadzieję, że dziadek Teodor nie będzie miał nic przeciwko. Dlaczego chce z powrotem tu zamieszkać? Nie chodzi tylko o Karola, pozostaje też kwestia tego, że Łódź chyba nie jest dla mnie. Nie przywykłam do tego miasta a mieszkam w nim już dobrych kilka lat. Nawet nie mam przyjaciół. Tylko pojedyncze koleżanki. Czasami jest okej ale czasem po prostu brakuje mi tej bliskości, bliskości przyjaciela. Całe szczęście, że mam Daniela. Jestem bardzo ciekawa, czy mój brat zamieszkałby ze mną. Gdzieś w głębi skrycie na to liczyłam.
Drugim moim przemyśleniem był oczywiście Karol. Skomplikowany Karol i skomplikowane wszystko co z nim związane - oczywiście nie bez powodu. To ja utrudniłam to wszystko więc teraz muszę się z tym uporać. Mam nadzieję, że znajdę siłę. Przede wszystkim chce go przeprosić. Czas pokaże co będzie później. Ale czy wyleczy rany ?
 ...
     Leżałam tak jeszcze z dobrą godzinę.W końcu postanowiłam wyrwać się z zamyślenia. Zerwałam się w jednej chwili z łóżka i szybko je pościeliłam. Wiedziałam, że inaczej zmarnuje w nim cały dzień. Wreszcie zorientowałam się że dochodzi 7. Czy to jakieś żarty? Nie wiedziałam co robić. Nałożyłam na siebie wczorajsze dżinsy i jaką świeżą koszulkę wyjętą z walizki. Była lekko pomięta. Zeszłam na dół. Po drodze zdążyłam też wstąpić do łazienki. W domu było bardzo cicho. Lubiłam ciszę, wręcz ją ubóstwiałam. Postanowiłam cieszyć się nią w kuchni. Nie miałam na nic ochoty. Nie chciało mi się nawet otwierać lodówki. Piłam szklankę herbaty, po czym zaczęłam patrzeć w okno. Na znajdującym się w pobliżu drzewie - właściwie na jego gałęziach - widoczne były krople rosy. Drzewo było tak blisko, że gdybym tylko otworzyła okno to spokojnie mogłabym go dosięgnąć.
Nagle do kuchni wszedł Daniel.
- Dzień dobry - przywitał mnie z uśmiechem.
Był dziwny. Tylko on potrafił się na tyle zmotywować aby tak wcześnie wstać. I po co?
- Co Ci odwala, że tak wcześnie wstajesz? - spytałam prosto z mostu, nie było to chyba przemyślane, zmierzył mnie tylko tym swoim wzrokiem. - Wybacz - bawiłam się teraz łyżeczką, którą przed chwilą mieszałam herbatę. - Wyspałeś się?
- Tak, zdecydowanie. Jakoś tak miło znów tutaj przebywać - Posłałam mu uśmiech gdy tylko to usłyszałam.
Serce trochę przyśpieszyło. Stresowałam się tym co za chwilę powiem, albo może lepiej tym o co zaraz zapytam. Ale cóż, kiedyś musiałam. A odkładanie tego było bezsensowne.
- Nie moglibyśmy tu wrócić?
Usłyszałam tylko wybuch śmiechu. No nie... Stał przede mną, trzymając tą durną torebkę herbaty i śmiejąc się jak nigdy. Myślał, że żartuje. Wstałam szybko. Spoważniał. Wyrwałam mu torebkę z ręki, otworzyłam szafkę, w której dziadek trzyma szklanki. Wyjęłam pierwszą lepszą, walnęłam nią w blat. Trochę się wystraszyłam, myślałam, że się potłukła. Nic się nie stało. Postanowiłam to zostawić. Odwróciłam się w stronę Daniela, który siedział na moim poprzednim miejscu i patrzył na mnie.
- Mówię poważnie. Nie moglibyśmy? Znaczy, może ty nie chcesz, ale ja... Ja bardzo bym chciała. - mówiłam a on nadal patrzył tym swoim wzrokiem. Nie lubiłam tego. Pewnie zaraz znów walnie jakieś kazanie.
Postanowiłam z powrotem odwrócić się do Niego plecami. Patrzyłam na stojącą na blacie szklankę. Nie odezwał się ani słowem. Wyszłam. Po chwili byłam na ulicy przed domem i zmierzałam w niewiadomym kierunku. Nie założyłam nawet kurtki. Miałam na sobie tylko sweter. Nie obchodziło mnie to. Szłam przed siebie. Byłam zła.
...
     Było cholernie zimno. A ja nadal szłam. Nie płakałam. Było to dosyć dziwne. Kiedy jestem wkurzona to łzy same lecą. No ale cóż może przyszedł czas na zmiany. Usłyszałam nadjeżdżający samochód. Zatrzymałam się i zaczęłam machać. Czy mi odbiło? Najwidoczniej tak. Samochód zjechał na pobocze. A ja tak po prostu szłam w kierunku tego auta. Najgorsze było to, że zamierzałam do niego wsiąść.
- Można? - zapytałam otwierając drzwi.
- Wsiadaj. - usłyszałam męski głos.
Oczywiście. Przy moim szczęściu, to przecież nie mogła być jakaś starsza kobieta, tylko facet. Na dodatek dopiero teraz zauważyłam, że jest nieco starszy ode mnie.
- Dzięki - posłałam uśmiech.
Odjechaliśmy. Boże, co ja robiłam? W tym momencie zaczęłam się bać. Byłam w aucie z jakimś obcym chłopakiem, na dodatek nie miałam telefonu. Wspaniale. Spojrzałam na Niego. W tym samym czasie on spojrzał na mnie i zaczął się dziwnie uśmiechać. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. To już nie było śmieszne. Poważnie zaczynałam się martwić. Nie byłam nawet w stanie wydusić z siebie słowa.
- A tak w ogóle to dokąd jedziesz? - zapytał.
Wystraszyłam się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie planowałam nawet wychodzić z domu, a teraz jadę z kimś w aucie nie mając pojęcia dokąd. Postanowiłam się przełamać.
- Właściwie to możesz mnie tu wysadzić. - Stwierdziłam nie dając nic po sobie poznać.
- I zatrzymałaś mnie po to żebym podwiózł Cię te parę metrów, które przeszłabyś w 10 minut tak? - patrzył teraz na mnie przez jakiś czas.
- Patrz na drogę debilu - zaczęłam wykrzykiwać w jego kierunku.
Ale nic z tym nie zrobił, patrzył dalej w moją stronę. Myślałam, że zwariuje. Nie wiedziałam co się stanie. Nagle zaciągnął ręczny a samochód lekko się obrócił. Zaczęłam szybko odpinać pas. Chciałam się jak najszybciej wydostać z tego przeklętego wozu. Drzwi były zamknięte. Co? Spojrzałam w kierunku kierowcy. Patrzył na mnie a jego cwaniacki uśmiech był nie do zniesienia.
- Dlaczego drzwi są zamknięte? - zapytałam po chwili, musiałam się trochę uspokoić inaczej chyba bym wybuchła.
- Widocznie się zacięły - mówił - Chyba nie będziesz mogła wyjść. - jego oczy zabłysły.
- Wypuść mnie. - Powiedziałam stanowczym głosem. - słyszysz??
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - zaczął się do mnie przybliżać, serce waliło mi jak młot - Nie mogę tak po prostu pozwolić ci wyjść, to by było nieetyczne. - odsunął się - zważając na to, że jest strasznie zimno a ty nie masz kurtki to byłby to strasznie chamskie z mojej strony gdybym wyrzucił Cię teraz z auta. A masz spory kawałek do domu.
- Co? Co ty dajesz człowieku? - pytałam zdezorientowana a zarazem zdenerwowana. - Skąd w ogóle wiesz gdzie ja mieszkam.?- tu zaczęłam się głębiej zastanawiać.
Spojrzałam na siedzącego obok chłopaka i zaczęłam mu się bliżej przyglądać ale nic. Nic się nie wyjaśniło.
- Nie poznajesz mnie co? - pytał z uśmiechem na ustach.
Nie docierało do mnie co mówił, byłam tak wystraszona. Patrzyłam na Niego, ale nie kojarzyłam go. Nagłe zaćmienie? Czy może koleś po prostu ze mnie żartuje? Zaczęłam się po raz kolejny zastanawiać co ja tu robię i co mi odbiło.
- Ej Nel - zaczął pstrykać palcami przed moją twarzą próbując wyrwać mnie z zamyślenia.
Chyba  w końcu zauważył, że to wszystko lekko mnie sparaliżowało.
- Nie bój się już, tylko żartowałem. Serio mnie nie pamiętasz? Myślałem, że tylko udajesz. I że tak sobie żarty robimy. Ej! - nie reagowałam.
Wysiadł z auta. Nagle poczułam chłodny powiew wiatru, otworzył drzwi obok mnie. Orzeźwiające powietrze sprawiło, że w końcu wyrwałam się z tego zamyślenia. Odwróciłam głowę  w jego stronę.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Co?
- Pytałem czy wszystko jest okej.
- Tak, nic mi nie jest, chyba się zamyśliłam, wystraszyłam. No wiesz trochę, w sumie trochę bardzo mnie wystraszyłeś! - Rzuciłam się na Niego z pięściami. - Czy ty jesteś normalny?? - zaczęłam się drzeć, nie zważając na to, że właśnie próbował mnie jakoś ogarnąć bo chyba bym go tam zabiła. złapał mnie tak, że nie mogłam poruszać rękoma. - Puszczaj wariacie!
- Najpierw się uspokój.- wydarł mi się do ucha co sprawiło, że przestałam stawiać opór, pozwoliłam żeby mnie tak trzymał dopóki nie dojdę do siebie. - Pytanie brzmi czy to ty nie jesteś psychiczna? Kto o zdrowym umyśle wychodzi w taką pogodę w samym sweterku, zatrzymuje przejeżdżające auto, wsiada do niego nie znając kierowcy a teraz jeszcze rzuca się na mnie z pięściami - mówił śmiejąc się ze mnie.
- Przestań bo źle się to dla Ciebie skończy! - powiedziałam stanowczo. - Możesz mnie już puścić?
- Na pewno?- stał za mną a jego ramiona owinęły moje tak, że nie mogłam nic zrobić, pochylił się lekko do przodu tak, że jego twarz znajdowała się teraz tuż obok mojej i patrzył na mnie nadal się śmiejąc. W pewnym momencie poczułam jego oddech. Chyba znów zaczęłam się denerwować, napięłam wszystkie mięśnie.
Puścił mnie. Zaczęłam iść przed siebie. Po chwili zorientowałam się, że jestem na jakimś totalnym zadupiu i nie wiem co dalej. Odwróciłam się w stronę chłopaka. To było jedyne wyjście. Zresztą nurtowało mnie też pytanie: "Kim on  właściwie jest?"

 Walking.Dream.

poniedziałek, 16 lipca 2012

5.

Oczami Kornelii:
     Stałam w kuchennym progu wpatrując się w dziadka, który wraz z Danielem grał w szachy. Ta nudna gra doprowadzała mnie do szału. Weszłam w głąb kuchni. Zasiadłam przy stole, na którym stał niebieski, wysoki wazon z malutkim bukiecikiem kwiatów. Świeże kwiaty, które podarowaliśmy dziadkowi przypomniały mi o babci. Nie zastanawiając się długo weszłam do salonu aby zawiadomić męską płeć o swoich planach.
- Idę na cmentarz - powiedziałam.
Mina Daniela nie wróżyła niczego dobrego. Zaczął marszczyć czoło i kręcić głową. Szybko zaczęłam Go przekonywać. W końcu uległ i pozwolił mi pójść samej na cmentarz.
     Ubrałam się, wzięłam torebkę i udałam się do pobliskiej kwiaciarni. Droga trwała jakieś 15 minut. Przez ten czas zdążyłam porządnie zmarznąć. Był wieczór. Bardzo chłodny wieczór. Weszłam jak najszybciej do kwiaciarni, w której oprócz właściciela były jeszcze dwie osoby. Chłopak i dziewczyna stali przy ladzie, by chwilę później opuścić pomieszczenie. Podeszłam do właściciela i poprosiłam o wiązkę róż. Kwiaty po chwili były w moich rękach, czekałam jeszcze tylko aby zapłacić i opuścić kwiaciarnie. Kiedy zmierzałam w kierunku drzwi i chciałam je otworzyć, ktoś mnie wyprzedził. Ujrzałam znajomą twarz.
"Czy to on?"  Zalała mnie fala ciepła.  " To nie może być on" - pomyślałam. Spuściłam wzrok. Modliłam się teraz o to, żeby tylko mnie nie poznał. Nie miałam najmniejszej ochoty gadać z Karolem. Z moją miłością. Z chłopakiem, którego tak okropnie potraktowałam. Pytanie tylko co on tu robił. Postanowiłam na Niego nie patrzeć. Mijając Go, poczułam Jego zapach. Zapach, który był mi obcy przez ten czas rozłąki. Jak najszybciej opuściłam pomieszczenie i udałam się przed siebie.
...
     Była godzina 19:20 kiedy dotarłam na miejsce. Przede mną znajdował się grób mojej babci. Złożyłam na nim kwiaty, pomodliłam się i usiadłam na ławeczce. Było strasznie zimno, zaczęłam zgrzytać zębami.
     Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Postanowiłam się nie odwracać. Przechodząca osoba zatrzymała się, więc odwróciłam głowę. Myślałam, że to może Daniel, który pewnie się o mnie zamartwiał.
" Boże, tylko nie to". Gdy zobaczyłam tą twarz, od razu spuściłam głowę. "Jednak mnie poznał... Czy on musiał tu za mną przyjść?" Karol poruszył się parę kroków w moim kierunku. Nadal nie podnosiłam wzroku, nie chciałam patrzeć mu w oczy. Stanął obok mnie, widziałam jak kładzie kwiaty na grobie mojej babci. "Dlaczego on to robi...?" Chciało mi się płakać i chyba właśnie zaczęłam się rozklejać. "Dlaczego tak stoi i nic nie mówi? Czy czeka aż ja coś powiem?" Nurtowało mnie tyle pytań. Nie miałam odwagi aby się odezwać. Siedziałam cicho a łzy leciały po moich policzkach. Pociągnęłam głośno nosem i przetarłam oko rękawem kurtki. Zauważył to bo natychmiast skierował wzrok w moim kierunku. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nadal na Niego nie patrzyłam. Zbliżył się do mnie i usiadł obok. Zerknęłam nieśmiało w jego stronę i zobaczyłam ukochaną twarz. Natychmiast pożałowałam. Ujrzałam twarz przepełnioną bólem. Spuściłam wzrok a do moich oczu napłynęło więcej łez. Kapały niekontrolowanie na części mojej garderoby. Robiło się ciemno, a ja znów zaczęłam zgrzytać zębami. Karol cały czas wpatrzony we mnie nagle mnie objął i przytulił. Zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Nie miałam pojęcia, że kiedykolwiek będzie chciał na mnie spojrzeć po tym co mu nagadałam, a on przychodzi tutaj i tuli mnie do siebie. Właśnie teraz nie wiedziałam co mam zrobić. Nie wiedziałam co powiedzieć. Moje serce biło jak oszalałe. Czułam zapach Karola i jego ciepło. Ścisnęłam Go mocniej, miałam ochotę przyciągnąć Go jak najbliżej i nigdy więcej nie puszczać. Myśli krążyły po mojej głowie jak oszalałe. "Co powinnam teraz zrobić...?" - zamartwiałam się tym co będzie zamiast cieszyć się chwilą bliskości. - "Czy zaczniemy rozmawiać, czy może on po prostu wstanie i odejdzie, zostawi mnie tu samą." Nie zamierzałam do tego dopuścić. Nie tym razem. Chce Go odzyskać. Tak, tego właśnie chcę. Ale jak to zrobić...? Powinnam Go przeprosić. Muszę! Czekałam aż chłopak mnie puści, ale nic. Siedzieliśmy tak  wtuleni w siebie przez dobre 15 minut i nic nie wskazywało na to aby to miało ulec zmianie.
     Zaczęłam przypominać sobie dzień, w którym zerwałam z Nim kontakt. Tak bardzo żałuje. Po moim policzku spłynęła łza. Kolejna i na pewno nie ostatnia. Bałam się odezwać. Byłam w stanie wyszeptać tylko krótkie "przepraszam". Poczułam wtedy jak Karol przytulił mnie mocniej. Słyszałam szybkie bicie jego serca.

Oczami Karola:
     Przez cały dzień myślałem o tym co się dziś wydarzyło. O tym spotkaniu, o tym, że ona tu jest. Jest tak blisko mnie. Żałowałem, że nie mogłem na nią spojrzeć. Chciałem się dowiedzieć czy coś się u niej zmieniło, czy kogoś sobie znalazła. Miałem nadzieje, że tak jak ja jakoś sobie radzi. Nie mogłem być na nią zły. Nie na nią. Owszem, na początku byłem pewien, że to już koniec, że nie mam nic. Kiedy mnie zostawiła, miałem tylko ochotę rzucić się pod auto. Odejść z tego świata i nigdy nie wracać. 
Teraz wszystko się zmieniło. Dzięki Darii nie poddałem się. Byłem totalnie przybity przez dobre dwa miesiące. To ona pomogła mi w tych chwilach. Jest wspaniała.
     Dochodziła godzina dziewiętnasta. Zamierzałem odwiedzić moją przyjaciółkę. Daria mieszka bardzo niedaleko. Postanowiłem więc kupić jej kwiaty. W tym celu udałem się do kwiaciarni znajdującej się kilka kroków od mojego domu. Wchodząc do pomieszczenia zauważyłem wychodzącą właśnie Nel. Nie patrzyła na mnie. Kornelia trzymała w ręce wiązkę czerwonych róż. Gdy tylko mnie spostrzegła, jak najszybciej opuściła lokal. Wiedziałem dokąd idzie. Zdradziły ją kwiaty. Takie same od lat kupowała właśnie tutaj gdy szła na cmentarz. Nie zastanawiałem się długo. To mogła być ostatnia szansa na spotkanie z nią. Kupiłem mały bukiet kwiatów. Zadzwoniłem do Darii, uprzedzając, że mogę się spóźnić. W głowie miałem teraz tylko Kornelie. Chciałem jak najszybciej na nią spojrzeć. 
...
     Stałem przed grobem przy którym siedziała młoda dziewczyna. Zachowałem pewną odległość. Ciekawa kto też mógł przyjść odwróciła głowę. Ujrzałem bladą twarz i ciemne oczy. Trwało to bardzo krótko. Już po chwili znów spoglądała przed siebie. Podszedłem bliżej. Nie patrząc na nią złożyłem na grobie kwiaty. Po chwili usłyszałem cichy płacz. " Czy ona płacze? " Zrobiło mi się jej żal. Patrzyłem na nią ze współczuciem. Dlaczego jej współczułem? Przecież odczuwałem to samo. Przynajmniej do niedawna. Totalną pustkę, która wypełniała mnie każdego dnia coraz bardziej. Czułem się jakbym stracił kawałek siebie. Tak bardzo tęskniłem. Teraz stojąc przed nią nie mogłem wydusić z siebie słowa. Wspomnienia wracały. Dni rozpaczy, które jakimś cudem przeżyłem po rozstaniu, nawiedzały moją głowę. Usłyszałem ciche zgrzytanie zębów. Co mogłem zrobić. Nie mogłem pozwolić na to aby marzła. Usiadłem obok Nel i przytuliłem ją do siebie. Tak bardzo mi tego brakowało. Nie wiedziałem co ona teraz czuje. Czy też za mną tęskniła? Czy jest tutaj tylko ze względu na dziadka? Czy też było jej tak ciężko? Masa pytań mnożyła się w mojej głowie, ale nie chciałem nic mówić. Pragnąłem nacieszyć się tą chwilą. Nie miałem na razie zamiaru jej puszczać. Poczułem, że ściska mnie mocniej. Tak bardzo tego potrzebowałem. Towarzyszyło mi dziwne uczucie, którego nie potrafię nazwać. Poczułem ciepłą łzę a następnie ciche "przepraszam", które  skierowane było do mnie. Moje serce zaczęło szybciej bić. 




 Walking.Dream.

niedziela, 15 lipca 2012

4.


     Nel siedziała w aucie od dobrych piętnastu minut, czekając na brata, który właśnie wychodził ze sklepu. Szedł powolnym krokiem w kierunku swojego BMW, niosąc w ręce siatkę z zakupami.
- Co dla mnie masz? - zapytała zaciekawiona dziewczyna gdy tylko jej brat otworzył drzwi od strony kierowcy.
- Weź sobie co chcesz. - powiedział  podając jej reklamówkę.
Odpalił samochód i zapiął pasy po czym ruszył z parkingu.
Nastolatka obserwowała mijaną przez nich trasę.

Oczami Kornelii:
     Wpatrywałam się w kolejne drzewa, które znikały tak szybko jak się pojawiały. Właśnie przejeżdżaliśmy przez las ciągnący się jakieś 6 km. "Już niedaleko" pomyślałam. Znałam tą drogę na pamięć. Całe dwa lata jeździliśmy nią do naszego dziadka. Dziś znów miałam zawitać w domu, w którym poniekąd się wychowałam. Tak dawno mnie tu nie było. Czy wracały wspomnienia? Nie. Jeszcze nie.
     Właśnie przejeżdżaliśmy przez skrzyżowanie, za którym kilka kilometrów znajduje się nasz były dom. Jeszcze tylko zakręt.
Wpatrując się przed siebie, zauważyłam pędzące auto.
- Uważaj - krzyknęłam, a brat natychmiast skierował kierownicę w prawo.
Usłyszałam pisk opon. Przejechaliśmy po przydrożnym trawniku unikając jakichkolwiek usterek. Daniel zahamował. Widziałam w lusterku, że samochód, który przed chwilą kierował się prosto na nas, stał na środku ulicy. Droga była mało ruchliwa.
Daniel wyskoczył z samochodu, zostawiając mnie samą, udał się do czerwonego fiata. Siedziałam lekko zdenerwowana, nie odważyłam się wyjść z auta.

Oczami Daniela:
     Biegłem w kierunku stojącego przede mną pojazdu. Samochód stał w poprzek drogi. Widziałem, że za kierownicą siedzi jakiś facet. Kiedy tylko mnie zauważył, wysiadł. W tej chwili po prostu mnie zamurowało.
- Karol?
- My się znamy? - chłopak patrzył na mnie ze zdziwioną miną.
- Nie pamiętasz mnie?
- Daniel? - zapytał - Stary, przepraszam, nic Ci nie jest? Trochę przegiąłem. Za szybko jechałem.
- Nic się nie stało. - rzuciłem w jego stronę
- Co ty tu właściwie robisz? Z rok Cię nie widziałem.
- Przyjechaliśmy odwiedzić dziadka. - odpowiedziałem krótko.
- Przyjechaliście? - zapytał zaciekawiony.
- Nel siedzi w aucie. - mówiłem odwracając głowę w kierunku BMW - Chyba do niej pójdę, trochę się wystraszyła. - stwierdziłem.
- Nel jest z Tobą? - zaciekawiony spoglądał w kierunku mojego auta. - Co u niej ?
- Jak ma być? Nie wiem czy powinniśmy o niej rozmawiać. Nie teraz.
- Racja. Będę się już zbierał. Jeszcze raz przepraszam. Na razie - mówił wsiadając do swojego fiata.
- Cześć. - zacząłem kierować się w kierunku mojego samochodu.

Oczami Kornelii: 
     Obracałam się co chwilę spoglądając w tylną szybę. Widziałam to czerwone auto, Daniela i jakiegoś kolesia. Wydawał się być znajomy. Nie wiedziałam czy wyjść czy zostać na miejscu. Byłam lekko poddenerwowana. Znów spojrzałam na brata i chłopaka stojącego obok. Czułam jak moje czoło coraz bardziej się marszczy. Skąd ja go znam? - zastanawiałam się. Nasz samochód stał dosyć daleko od czerwonego fiata. Nie mogłam dostrzec twarzy mężczyzny. Z zachowania Daniela wywnioskowałam, że dosyć dobrze zna bruneta. Zauważyłam jak brat zmierza w moim kierunku. Gdy tylko dotarł do drzwi zapytałam:
- Co to za wariat?
- Nie wiem - powiedział.
Wyczułam, że nie mówi prawdy, więc postanowiłam go przycisnąć. Musiał mi powiedzieć wszystko co wiedział. Ewidentnie znał tego chłopaka.
- Mów kto to był. Wydawał się być jakiś znajomy, ale widziałam go tylko z daleka.
- Karol. - Daniel rzucił krótko, sadowiąc się w fotelu, po czym zaczął zapinać pas.
Kiedy skończył wykonywać te czynności spojrzał na mnie swoim opiekuńczym wzrokiem. Patrzył tak przez dłuższą chwilę. Czekał aż dojdzie do mnie wypowiedziane przez niego słowo. Brat nie przestawał, wpatrzony we mnie oczekiwał jakiejś reakcji. Siedziałam oniemiała. Chyba właśnie dotarło do mnie to co powiedział.
"Karol?"
Odwróciłam wzrok aby uniknąć ciągłego spojrzenia brata. Patrzyłam w miejsce gdzie przed chwilą stało czerwone auto, ale nie było już tam nikogo.
- Powiedziałeś  mu, że tu z Tobą jestem? - zapytałam
- Tak, mówiłem, że jedziemy do dziadka. - rzucił w moją stronę po czym odpalił silnik i ruszył w dalszą drogę.
     Krótki odcinek trasy jaki nam pozostał pokonaliśmy w niecałe 10 minut. Wpatrzona w szybę zauważyłam, że zaczyna padać deszcz. Sięgnęłam po żółtą kurtkę leżącą na tylnym siedzeniu. Ubrałam ją najszybciej jak mogłam i wyszłam z auta, które przed chwilą zatrzymało się na podjeździe. Poczułam chłodny powiew wiatru.
Daniel wyjmował właśnie ciemno fioletową torbę podróżną, w której schowane były najpotrzebniejsze dla nas rzeczy. Postanowiłam mu pomóc. Wzięłam zieloną torebeczkę z prezentem dla dziadka. Wraz z bratem udaliśmy się w kierunku drzwi wejściowych.
     Postanowiłam nie myśleć o Karolu. Chciałam spędzić ten czas z dziadkiem Teodorem.
Zapukałam do drzwi. Po trzech minutach ujrzałam w progu dziadka, który był nieźle zaskoczony. Dawno u Niego nie byliśmy. Staruszek bardzo się ucieszył gdy tylko nas zobaczył. Złożyłam mu życzenia imieninowe, a resztę popołudnia spędziliśmy na oglądaniu rodzinnych albumów. Miło było powspominać czasy dzieciństwa i bezproblemowego życia.

Walking.Dream.

wtorek, 26 czerwca 2012

3.

Oczami Kornelii:
     Leżałam na łóżku, nie mogąc zasnąć. Postanowiłam wyjąć z szuflady moją "ulubioną" fotografię i wpatrywać się w nią dopóki nie zmorzy mnie sen. To było na nic. Lampka, która do tej pory oświetlała mój pokój zgasła.
"No nie..." - myślałam " Czyli teraz muszę podnieść swój leniwy tyłek, zapalić światło i wymienić żarówkę...? " - gadałam sama do siebie.
Odłożyłam zdjęcie do góry nogami na szafkę tak aby nie było widać postaci na nim umieszczonych. Oświetliłam krótki odcinek drogi komórką, chociaż i tak nie udało mi się ominąć pewnych przeszkód. Musiałam oczywiście zahaczyć o odsuniętą szufladę i przeciąć napiętą skórę w okolicy biodra.
     "Szlak... Ty niezdaro" zaczęłam cicho jęczeć, po czym zapaliłam światło. " Gdzie te durne kapcie?" pytałam samą siebie. Nie dość, że syczałam z bólu to jeszcze nie mogłam ich znaleźć. Schyliłam się zaglądając pod łóżko. Jedyną rzeczą jaką tam znalazłam było lekko zakurzone czarne pudełko. Pudełko w którym umieściłam wszystkie przedmioty, które kojarzyłam z Karolem. Prawie wszystkie. Nie licząc tego nieszczęsnego zdjęcia przez które nie mogę zapomnieć o tym co było. Wyjęłam pudełko, po czym zasiadłam na łóżku. Podniosłam ciemną pokrywkę i ujrzałam pamiątki. Zdjęcie z wesela. Mały notesik, który służył mi jako pamiętnik, gdy byłam młodsza. W nim zapisywałam wszystko co leżało mi na sercu. Nie odważyłam się do niego zajrzeć. Kolejnym przedmiotem który przykuł moją uwagę był maleńki pluszowy misio, którego dostałam na walentynki od mojego przyjaciela. Na samym dnie leżało małe ciemno czerwone pudełeczko z napisem "Nel". Otworzyłam je delikatnie. W środku znajdował się złoty naszyjnik ze średnich rozmiarów serduszkiem, na którym wygrawerowane były nasze inicjały. Pamiętam jakby to było wczoraj. Każdy szczegół z tego dnia.
Nagle do pokoju wszedł Daniel.
- Czemu nie spisz? Już dawno po pierwszej - słyszałam zaspany głos brata, który właśnie zauważył co robię. 
- Nie mogę spać - wyżaliłam się - lampka mi padła, a kiedy szłam po żarówkę to weszłam w szafkę..- oznajmiłam zrezygnowana i lekko zawstydzona.
- Nie wiem po kim ty jesteś taka niezdarna.- Daniel wyszedł, zostawiając uchylone drzwi.
Byłam pewna, że zaraz wróci z nową żarówką. Postanowiłam więc szybko schować to co wyjęłam.  Nagle w drzwiach pojawił się Daniel. Ubrany w jasno błękitny szlafrok, w swoich starych jak dla niego niezwykle wygodnych kapciach i potarganych włosach wyglądał zabawnie. Kiedy zaczęłam się do Niego śmiać patrzył na mnie jak na debila.
- A tobie co? Nagły przypływ emocji? - pytał.
Trzymał w ręku szklankę wody, a drugą przecierał swoje zaspane oczy.
- Masz napij się - podał mi szklankę - Tu mam żarówkę, nie rozumiem do czego jest Ci potrzebna o tej godzinie... Kładę na szafce. A tu masz plaster na tą ranę - mówił wyciągając z kieszeni szlafroka małe opakowanie pełne plastrów.
- Dzięki, kochany jesteś.- posłałam mu uśmiech.
- Nie ma sprawy - mówił ziewając - A teraz idź spać.
- Dobranoc - wstałam po czym zgasiłam światło - Nie miałam już siły. Musiałam odpocząć.

Oczami Daniela:
     Obudziłem się dziś wyjątkowo wcześnie. Na zegarku ujrzałem godzinę szóstą. Było bardzo pochmurno. Jesienny poranek był dziś wyjątkowo mglisty. Nałożyłem na siebie szlafrok i powolnym krokiem zszedłem po schodach. Kierowałem się w stronę kuchni. Przygotowałem śniadanie, które znikło w niecałe dziesięć minut. Siedziałem przy stole nad kubkiem gorącej kawy, rozmyślając o śpiącej na górze siostrze. Chciałem jej pomóc, choć do końca sam nie wiedziałem jak. Rozsiadłem się na krześle. Na zegarku widniała godzina siódma dziesięć. Spojrzałem na kalendarz wiszący na ścianie. Sobota, 24 września. Imieniny Teodora, Gerarda i Marii. Wyjąłem szybko telefon i zadzwoniłem do mamy.
- Halo ? - usłyszałem w słuchawce głos rodzicielki.
- Cześć mamo. Czy dziadek Teodor ma dzisiaj imieniny? - zapytałem szybko. 
- A który dzisiaj? - spytała zdezorientowana.
- 24 września, jest sobota i mamy godzinę 7:16 mamusiu kochana. - powiedziałem
- Tak dzisiaj imieniny dziadka. Możesz złożyć mu od nas życzenia? - zapytała - Wracamy dopiero za tydzień. Tak w ogóle to jak wam idzie? Dajesz sobie jakoś z nią radę? Twoja siostra jest czasem troszeczkę nieznośna.
-  Jest w porządku, daj spokój, to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz jak zostaje z nią sam, wszystko jest okej.
- Synu muszę kończyć, zadzwonię jutro.
- Cześć. - rzuciłem krótko.
Rozłączyłem się po czym poszedłem do pokoju nałożyć na siebie jakieś ciuchy, wziąłem portfel i dokumenty. Telefon wylądował w przedniej kieszeni spodni. Złapałem za kluczyki od auta, które leżały na stole w kuchni i szybko wyszedłem z domu. Postanowiłem pójść do banku po trochę więcej gotówki. Kupić jakiś prezent z okazji imienin dziadka. Wstąpić na stację benzynową i zalać bak do pełna.
...
     Po godzinie byłem z powrotem w domu. Kornelia nadal spała. Nie chciałem czekać aż się obudzi, więc szybko wpadłem do jej pokoju i zacząłem ściągać jej pierzynę z łóżka.
- Wstawaj śpiochu, już po ósmej. Muszę Ci coś powiedzieć, szybko!
- Weź się ogarnij. Sobota człowieku. Daj mi spać - mówiła, nakładając na głowę poduszkę i odwracając się do mnie plecami.
Dzisiaj nic nie mogło mnie powstrzymać. Zabrałem ze sobą jej pierzynę i udałem się w kierunku okien. Zacząłem je otwierać, robiąc w pokoju przeciąg. Teraz nawet mnie było zimno. Mając na sobie gruby sweter, czekałem aż Nel się przełamie. Nie minęły 2 minuty a siostry już nie było w pokoju. Szybko zamknąłem okna, chichocząc. Pobiegłem za nią. Słyszałam tylko ciche wyzwiska kierowane do mnie, na które nie zwracałem uwagi.
- Czy Ciebie porąbało? - krzyczała na mnie, ubierając się w sąsiednim pokoju.
- Czemu? No kurcze zanim ty wstaniesz, to przestane jarać się moim pomysłem i nie będzie już tak fajnie - mówiłem szczerząc zęby.
Wyjrzała zza drzwi z dziwną miną.
- Jedziemy do Wrocławia. - powiedziałem szybko.
 Wyszła z garderoby i patrzyła na mnie, a jej twarz nie przedstawiała żadnych emocji.
- Po co? - pytała z powagą w głosie.
- Do dziadka. Ubieraj się. Idę zrobić Ci śniadanie i jedziemy. - stwierdziłem.
- Nigdzie nie jadę.
- Co? Dlaczego?
- Po co się pytasz? Przecież dobrze wiesz. Nie chcę tam jechać. - powiedziała stanowczo po czym udała się do łazienki.
Nie miałem zamiaru się poddać. Udałem się do kuchni aby przygotować jej coś do jedzenia.
 " Nie pozwolę na to, aby zepsuła moje plany. Pojedzie tam choćbym miał ją siłą wciągnąć do auta."
Czekałem na Kornelię w kuchni. Gdy tylko usłyszałem jak schodzi po schodach natychmiast zapytałem:
- Gotowa?
- Na co? Żeby zjeść śniadanie? O tak. - powiedziała po czym zaczęła pochłaniać to co dla niej przygotowałem.
- Wiesz, że i tak tam pojedziemy? Tak?
- Nie.
- Dlaczego? Dziadek ma imieniny. Już kupiłem prezent. Będzie mu przykro jak zobaczy mnie tam samego. - uśmiechnąłem się lekko w kierunku Kornelii.
Spuściła głowę i siedziała tak jakieś cztery minuty.
- Zgoda.
Uradowany zacząłem pakować potrzebne rzeczy przygotowując nas do wyjazdu. Widziałem tylko naburmuszoną siostrę, która zmywała po sobie naczynia.

Walking.Dream.

2.

Oczami Kornelii:
     Weszłam do pokoju. Poczułam pod nogami mięciutki dywan koloru brąz. Byłam kilka kroków od balkonowych drzwi. Zgasiłam światło, wzięłam koc oraz słuchawki i tradycyjnie zasiadłam na swoim balkoniku. Z każdym dniem było coraz chłodniej, a ja nie zważając na pogodę przesiadywałam tam do woli. Opatulona w koc postanowiłam czegoś posłuchać. Odpaliłam swoją MP3 aby jak najszybciej do moich uszu dotarły kojące dźwięki. Nie chciałam rozmyślać, bo wiedziałam jak to się skończy. Najgorsze były wieczory, kiedy siedziałam sama, smutna. Do moich uszu dobiegła znajoma piosenka.
" O nie... Pezet! mam Cię dosyć" mówiłam sama do siebie. Najgorsza piosenka, której mogłam teraz słuchać nosiła tytuł "spadam." Za dużo wspomnień... Natychmiast wyłączyłam swój sprzęt, oparłam głowę o ścianę i wpatrywałam się w oświetlone miasto.
     Łódź. Mieszkam tu dosyć długo, mimo, że urodziłam się we Wrocławiu. Razem z rodzicami i bratem przenieśliśmy się do tej miejscowości kiedy miałam dziesięć lat. Jedyna rodzina jaka tam mieszka to nasi dziadkowie, a właściwie tylko dziadek. Trzy lata temu umarła babcia. Spędziliśmy z dziadkiem tydzień od pogrzebu jego małżonki. Miałam wtedy czternaście lat, to właśnie wtedy poznałam jego...
     "Miałaś o nim nie myśleć" - mówiłam trzymając się za głowę. - "Jak niby mam to zrobić...?"
Każda moja myśl sprowadza się do niego, bez względu na to czy tego chce, czy nie. To on był przy mnie w najgorszych wtedy chwilach. On pocieszał mnie po stracie ukochanej babci.  To w nim znalazłam oparcie kiedy było mi źle. Był moim najlepszym przyjacielem, a ja jego najlepszą przyjaciółką. Mimo że znaliśmy się kilka dni od razu znaleźliśmy wspólny język. Razem z Karolem spędzaliśmy każdy wieczór. Każdego dnia podczas pobytu we Wrocławiu razem ze mną chodził na cmentarz gdzie zanosiłam świeże kwiaty na grób babci.
     W każdy następny weekend po tym tragicznym dla nas wydarzeniu jeździliśmy do dziadka. Nie chciałam aby doskwierała mu samotność. Ale czy tylko.? Nie. Ciągle pragnęłam widywać się z Karolem. Minął rok, a ja zakochałam się w swoim przyjacielu. Kiedy tylko wracałam do Łodzi doskwierała mi samotność. Utrzymywaliśmy wszelki kontakt przez następny jakże długi dla mnie rok. A teraz? A teraz siedzę tu sama, zadając sobie pytanie "Co by było gdyby...?" Jestem taka głupia.
     Wyrwałam się z rozmyśleń i sięgnęłam do stojącej obok wielkiej donicy w której jeszcze nie dawno rosły piękne kwiaty. Teraz jest w niej już tylko sucha ziemia, którą przysypuje pudełko fajek i zapalniczkę. Nie jara mnie palenie. Jeszcze niedawno nawet nie pomyślałabym, że sięgnę po papierosy. Pale, żeby się odstresować, żeby zapomnieć, żeby tylko nie myśleć. Pale bo jestem zła, zła na siebie. I choć to nie pomaga ja nadal pale.
Zaczęłam grzebać w czarnej ziemi, szukając małego pudełeczka i pomarańczowej zapalniczki. Czy rodzice wiedzieli, że pale? Oczywiście nie. Czego nie mogę powiedzieć o bracie, który niedawno przyuważył mnie siedzącą tutaj na tym właśnie balkonie z papierosem w ręku.Nic nie powiedział.
Wyciągnęłam fajkę i ostrożnie ją zapaliłam. Chowając zapalniczkę do doniczki, zaciągałam się papierosem. Usłyszałam, że drzwi do mojego pokoju otwierają się. Wiedziałam, że to Daniel, nie zwracając na niego uwagi wypuściłam dym z ust, patrzyłam na świecący księżyc.
- Co robisz? - zapytał mnie cicho, biorąc krzesło i siadając niedaleko.
- Palę. Będziesz mi teraz dawał kazania, że nie powinnam i że to nie zdrowe, że porządne dziewczyny tak nie robią bla bla? - spojrzałam na niego moimi załzawionymi oczami.
"Czy ja znowu płakałam..?"
- Nie. Uważam, że masz swój rozum i prędzej czy później się zorientujesz, że źle robisz. - powiedział patrząc na mnie ze współczuciem.
"Czy on musi taki być?? Czy nie może być durnym, starszym bratem, który tylko mnie wkurza i którego nic nie obchodzi...?"
 Czasem brakowało mi u niego obojętności. Był bardzo dojrzały, nie mówił co mam robić, jak radzić sobie w życiu. On dawał mi wskazówki, a ja sama musiałam się w tym odnaleźć, w swoim życiu, które jak na razie nie miało sensu.
- Czego ty ode mnie chcesz? - pytałam, a po chwili wyczułam, że mam wilgotne od łez policzki.
Wyrzuciłam wypalonego papierosa, a resztę fajek zakopałam w doniczce. Czułam jak Daniel bacznie mnie obserwuje.
- Chce Ci pomóc.
- Ty mi nie pomagasz. Ty bardziej mnie dołujesz. Nie możesz powiedzieć mi  wprost o co Ci chodzi? Chcesz żebym sama sobie wszystko poukładała i sama sobie poradziła. Wiem. Ale ja nie mam na tyle siły, nie chce mieć tej siły, ja się boje. Boje się, że nie dam rady. - wydusiłam z siebie po czym jak dziecko się rozbeczałam.
Podszedł do mnie powoli, zabrał koc którym byłam okryta i przytulił mnie tak jak jeszcze nigdy. Chciałam się wypłakać. I właśnie to robiłam.
- Dlaczego ty sobie tak wszystko utrudniasz. - mówił. To nie było pytanie, a bardziej stwierdzenie. - Przecież dobrze wiesz, że Karol Cię kocha, a ja widzę, że ty nadal coś do niego czujesz. Dlaczego nic z tym nie zrobisz? Dlaczego do niego nie pojedziesz?
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - pytałam, a głos drżał mi jak nigdy. - Minął już rok. Na pewno ułożył sobie życie, nie mogę tak po prostu wrócić i powiedzieć "cześć wróciłam, kłamałam mówiąc, że Cię nie kocham bo nie chciałam żebyśmy cierpieli" tak? 
- Nie. Sądzę, że stać Cię na coś więcej.
- I znowu muszę się domyślać o co mojemu wspaniałemu braciszkowi chodzi. - powiedziałam z pogardą, wycierając oczy.
- Przecież nie mogę Ci mówić jak masz żyć. Masz prawie siedemnaście lat.
Ugięłam kolana przyciągając je do klatki. Oparłam o nie głowę i zaczęłam głęboko oddychać aby się uspokoić i zacząć myśleć. Daniel siedział obok mnie czekając w ciszy na to co powiem, ale ja nie mówiłam nic. W skupieniu obstawiałam wszelkie za i przeciw.
- Związek na odległość chyba nie jest dla mnie. Już przez to przeszłam i nie chce żeby znowu coś stanęło mi na drodze do szczęścia. - układałam to zdanie przez dobre dwie minuty, aby w końcu wydusić je z siebie.
 - Nie mówię o związku, tylko może przestań udawać, że nic Cię nie rusza. Może przed rodzicami i innymi to ukryjesz ale przede mną nie. Niby jesteś taka szczęśliwa, paradujesz z uśmiechem na twarzy a tak naprawdę to cierpisz, przecież to widzę... - mówił - Ogarnij się i zacznij żyć! - powiedział wstając.

 Walking.Dream.