wtorek, 26 czerwca 2012

3.

Oczami Kornelii:
     Leżałam na łóżku, nie mogąc zasnąć. Postanowiłam wyjąć z szuflady moją "ulubioną" fotografię i wpatrywać się w nią dopóki nie zmorzy mnie sen. To było na nic. Lampka, która do tej pory oświetlała mój pokój zgasła.
"No nie..." - myślałam " Czyli teraz muszę podnieść swój leniwy tyłek, zapalić światło i wymienić żarówkę...? " - gadałam sama do siebie.
Odłożyłam zdjęcie do góry nogami na szafkę tak aby nie było widać postaci na nim umieszczonych. Oświetliłam krótki odcinek drogi komórką, chociaż i tak nie udało mi się ominąć pewnych przeszkód. Musiałam oczywiście zahaczyć o odsuniętą szufladę i przeciąć napiętą skórę w okolicy biodra.
     "Szlak... Ty niezdaro" zaczęłam cicho jęczeć, po czym zapaliłam światło. " Gdzie te durne kapcie?" pytałam samą siebie. Nie dość, że syczałam z bólu to jeszcze nie mogłam ich znaleźć. Schyliłam się zaglądając pod łóżko. Jedyną rzeczą jaką tam znalazłam było lekko zakurzone czarne pudełko. Pudełko w którym umieściłam wszystkie przedmioty, które kojarzyłam z Karolem. Prawie wszystkie. Nie licząc tego nieszczęsnego zdjęcia przez które nie mogę zapomnieć o tym co było. Wyjęłam pudełko, po czym zasiadłam na łóżku. Podniosłam ciemną pokrywkę i ujrzałam pamiątki. Zdjęcie z wesela. Mały notesik, który służył mi jako pamiętnik, gdy byłam młodsza. W nim zapisywałam wszystko co leżało mi na sercu. Nie odważyłam się do niego zajrzeć. Kolejnym przedmiotem który przykuł moją uwagę był maleńki pluszowy misio, którego dostałam na walentynki od mojego przyjaciela. Na samym dnie leżało małe ciemno czerwone pudełeczko z napisem "Nel". Otworzyłam je delikatnie. W środku znajdował się złoty naszyjnik ze średnich rozmiarów serduszkiem, na którym wygrawerowane były nasze inicjały. Pamiętam jakby to było wczoraj. Każdy szczegół z tego dnia.
Nagle do pokoju wszedł Daniel.
- Czemu nie spisz? Już dawno po pierwszej - słyszałam zaspany głos brata, który właśnie zauważył co robię. 
- Nie mogę spać - wyżaliłam się - lampka mi padła, a kiedy szłam po żarówkę to weszłam w szafkę..- oznajmiłam zrezygnowana i lekko zawstydzona.
- Nie wiem po kim ty jesteś taka niezdarna.- Daniel wyszedł, zostawiając uchylone drzwi.
Byłam pewna, że zaraz wróci z nową żarówką. Postanowiłam więc szybko schować to co wyjęłam.  Nagle w drzwiach pojawił się Daniel. Ubrany w jasno błękitny szlafrok, w swoich starych jak dla niego niezwykle wygodnych kapciach i potarganych włosach wyglądał zabawnie. Kiedy zaczęłam się do Niego śmiać patrzył na mnie jak na debila.
- A tobie co? Nagły przypływ emocji? - pytał.
Trzymał w ręku szklankę wody, a drugą przecierał swoje zaspane oczy.
- Masz napij się - podał mi szklankę - Tu mam żarówkę, nie rozumiem do czego jest Ci potrzebna o tej godzinie... Kładę na szafce. A tu masz plaster na tą ranę - mówił wyciągając z kieszeni szlafroka małe opakowanie pełne plastrów.
- Dzięki, kochany jesteś.- posłałam mu uśmiech.
- Nie ma sprawy - mówił ziewając - A teraz idź spać.
- Dobranoc - wstałam po czym zgasiłam światło - Nie miałam już siły. Musiałam odpocząć.

Oczami Daniela:
     Obudziłem się dziś wyjątkowo wcześnie. Na zegarku ujrzałem godzinę szóstą. Było bardzo pochmurno. Jesienny poranek był dziś wyjątkowo mglisty. Nałożyłem na siebie szlafrok i powolnym krokiem zszedłem po schodach. Kierowałem się w stronę kuchni. Przygotowałem śniadanie, które znikło w niecałe dziesięć minut. Siedziałem przy stole nad kubkiem gorącej kawy, rozmyślając o śpiącej na górze siostrze. Chciałem jej pomóc, choć do końca sam nie wiedziałem jak. Rozsiadłem się na krześle. Na zegarku widniała godzina siódma dziesięć. Spojrzałem na kalendarz wiszący na ścianie. Sobota, 24 września. Imieniny Teodora, Gerarda i Marii. Wyjąłem szybko telefon i zadzwoniłem do mamy.
- Halo ? - usłyszałem w słuchawce głos rodzicielki.
- Cześć mamo. Czy dziadek Teodor ma dzisiaj imieniny? - zapytałem szybko. 
- A który dzisiaj? - spytała zdezorientowana.
- 24 września, jest sobota i mamy godzinę 7:16 mamusiu kochana. - powiedziałem
- Tak dzisiaj imieniny dziadka. Możesz złożyć mu od nas życzenia? - zapytała - Wracamy dopiero za tydzień. Tak w ogóle to jak wam idzie? Dajesz sobie jakoś z nią radę? Twoja siostra jest czasem troszeczkę nieznośna.
-  Jest w porządku, daj spokój, to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz jak zostaje z nią sam, wszystko jest okej.
- Synu muszę kończyć, zadzwonię jutro.
- Cześć. - rzuciłem krótko.
Rozłączyłem się po czym poszedłem do pokoju nałożyć na siebie jakieś ciuchy, wziąłem portfel i dokumenty. Telefon wylądował w przedniej kieszeni spodni. Złapałem za kluczyki od auta, które leżały na stole w kuchni i szybko wyszedłem z domu. Postanowiłem pójść do banku po trochę więcej gotówki. Kupić jakiś prezent z okazji imienin dziadka. Wstąpić na stację benzynową i zalać bak do pełna.
...
     Po godzinie byłem z powrotem w domu. Kornelia nadal spała. Nie chciałem czekać aż się obudzi, więc szybko wpadłem do jej pokoju i zacząłem ściągać jej pierzynę z łóżka.
- Wstawaj śpiochu, już po ósmej. Muszę Ci coś powiedzieć, szybko!
- Weź się ogarnij. Sobota człowieku. Daj mi spać - mówiła, nakładając na głowę poduszkę i odwracając się do mnie plecami.
Dzisiaj nic nie mogło mnie powstrzymać. Zabrałem ze sobą jej pierzynę i udałem się w kierunku okien. Zacząłem je otwierać, robiąc w pokoju przeciąg. Teraz nawet mnie było zimno. Mając na sobie gruby sweter, czekałem aż Nel się przełamie. Nie minęły 2 minuty a siostry już nie było w pokoju. Szybko zamknąłem okna, chichocząc. Pobiegłem za nią. Słyszałam tylko ciche wyzwiska kierowane do mnie, na które nie zwracałem uwagi.
- Czy Ciebie porąbało? - krzyczała na mnie, ubierając się w sąsiednim pokoju.
- Czemu? No kurcze zanim ty wstaniesz, to przestane jarać się moim pomysłem i nie będzie już tak fajnie - mówiłem szczerząc zęby.
Wyjrzała zza drzwi z dziwną miną.
- Jedziemy do Wrocławia. - powiedziałem szybko.
 Wyszła z garderoby i patrzyła na mnie, a jej twarz nie przedstawiała żadnych emocji.
- Po co? - pytała z powagą w głosie.
- Do dziadka. Ubieraj się. Idę zrobić Ci śniadanie i jedziemy. - stwierdziłem.
- Nigdzie nie jadę.
- Co? Dlaczego?
- Po co się pytasz? Przecież dobrze wiesz. Nie chcę tam jechać. - powiedziała stanowczo po czym udała się do łazienki.
Nie miałem zamiaru się poddać. Udałem się do kuchni aby przygotować jej coś do jedzenia.
 " Nie pozwolę na to, aby zepsuła moje plany. Pojedzie tam choćbym miał ją siłą wciągnąć do auta."
Czekałem na Kornelię w kuchni. Gdy tylko usłyszałem jak schodzi po schodach natychmiast zapytałem:
- Gotowa?
- Na co? Żeby zjeść śniadanie? O tak. - powiedziała po czym zaczęła pochłaniać to co dla niej przygotowałem.
- Wiesz, że i tak tam pojedziemy? Tak?
- Nie.
- Dlaczego? Dziadek ma imieniny. Już kupiłem prezent. Będzie mu przykro jak zobaczy mnie tam samego. - uśmiechnąłem się lekko w kierunku Kornelii.
Spuściła głowę i siedziała tak jakieś cztery minuty.
- Zgoda.
Uradowany zacząłem pakować potrzebne rzeczy przygotowując nas do wyjazdu. Widziałem tylko naburmuszoną siostrę, która zmywała po sobie naczynia.

Walking.Dream.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz