wtorek, 26 czerwca 2012

2.

Oczami Kornelii:
     Weszłam do pokoju. Poczułam pod nogami mięciutki dywan koloru brąz. Byłam kilka kroków od balkonowych drzwi. Zgasiłam światło, wzięłam koc oraz słuchawki i tradycyjnie zasiadłam na swoim balkoniku. Z każdym dniem było coraz chłodniej, a ja nie zważając na pogodę przesiadywałam tam do woli. Opatulona w koc postanowiłam czegoś posłuchać. Odpaliłam swoją MP3 aby jak najszybciej do moich uszu dotarły kojące dźwięki. Nie chciałam rozmyślać, bo wiedziałam jak to się skończy. Najgorsze były wieczory, kiedy siedziałam sama, smutna. Do moich uszu dobiegła znajoma piosenka.
" O nie... Pezet! mam Cię dosyć" mówiłam sama do siebie. Najgorsza piosenka, której mogłam teraz słuchać nosiła tytuł "spadam." Za dużo wspomnień... Natychmiast wyłączyłam swój sprzęt, oparłam głowę o ścianę i wpatrywałam się w oświetlone miasto.
     Łódź. Mieszkam tu dosyć długo, mimo, że urodziłam się we Wrocławiu. Razem z rodzicami i bratem przenieśliśmy się do tej miejscowości kiedy miałam dziesięć lat. Jedyna rodzina jaka tam mieszka to nasi dziadkowie, a właściwie tylko dziadek. Trzy lata temu umarła babcia. Spędziliśmy z dziadkiem tydzień od pogrzebu jego małżonki. Miałam wtedy czternaście lat, to właśnie wtedy poznałam jego...
     "Miałaś o nim nie myśleć" - mówiłam trzymając się za głowę. - "Jak niby mam to zrobić...?"
Każda moja myśl sprowadza się do niego, bez względu na to czy tego chce, czy nie. To on był przy mnie w najgorszych wtedy chwilach. On pocieszał mnie po stracie ukochanej babci.  To w nim znalazłam oparcie kiedy było mi źle. Był moim najlepszym przyjacielem, a ja jego najlepszą przyjaciółką. Mimo że znaliśmy się kilka dni od razu znaleźliśmy wspólny język. Razem z Karolem spędzaliśmy każdy wieczór. Każdego dnia podczas pobytu we Wrocławiu razem ze mną chodził na cmentarz gdzie zanosiłam świeże kwiaty na grób babci.
     W każdy następny weekend po tym tragicznym dla nas wydarzeniu jeździliśmy do dziadka. Nie chciałam aby doskwierała mu samotność. Ale czy tylko.? Nie. Ciągle pragnęłam widywać się z Karolem. Minął rok, a ja zakochałam się w swoim przyjacielu. Kiedy tylko wracałam do Łodzi doskwierała mi samotność. Utrzymywaliśmy wszelki kontakt przez następny jakże długi dla mnie rok. A teraz? A teraz siedzę tu sama, zadając sobie pytanie "Co by było gdyby...?" Jestem taka głupia.
     Wyrwałam się z rozmyśleń i sięgnęłam do stojącej obok wielkiej donicy w której jeszcze nie dawno rosły piękne kwiaty. Teraz jest w niej już tylko sucha ziemia, którą przysypuje pudełko fajek i zapalniczkę. Nie jara mnie palenie. Jeszcze niedawno nawet nie pomyślałabym, że sięgnę po papierosy. Pale, żeby się odstresować, żeby zapomnieć, żeby tylko nie myśleć. Pale bo jestem zła, zła na siebie. I choć to nie pomaga ja nadal pale.
Zaczęłam grzebać w czarnej ziemi, szukając małego pudełeczka i pomarańczowej zapalniczki. Czy rodzice wiedzieli, że pale? Oczywiście nie. Czego nie mogę powiedzieć o bracie, który niedawno przyuważył mnie siedzącą tutaj na tym właśnie balkonie z papierosem w ręku.Nic nie powiedział.
Wyciągnęłam fajkę i ostrożnie ją zapaliłam. Chowając zapalniczkę do doniczki, zaciągałam się papierosem. Usłyszałam, że drzwi do mojego pokoju otwierają się. Wiedziałam, że to Daniel, nie zwracając na niego uwagi wypuściłam dym z ust, patrzyłam na świecący księżyc.
- Co robisz? - zapytał mnie cicho, biorąc krzesło i siadając niedaleko.
- Palę. Będziesz mi teraz dawał kazania, że nie powinnam i że to nie zdrowe, że porządne dziewczyny tak nie robią bla bla? - spojrzałam na niego moimi załzawionymi oczami.
"Czy ja znowu płakałam..?"
- Nie. Uważam, że masz swój rozum i prędzej czy później się zorientujesz, że źle robisz. - powiedział patrząc na mnie ze współczuciem.
"Czy on musi taki być?? Czy nie może być durnym, starszym bratem, który tylko mnie wkurza i którego nic nie obchodzi...?"
 Czasem brakowało mi u niego obojętności. Był bardzo dojrzały, nie mówił co mam robić, jak radzić sobie w życiu. On dawał mi wskazówki, a ja sama musiałam się w tym odnaleźć, w swoim życiu, które jak na razie nie miało sensu.
- Czego ty ode mnie chcesz? - pytałam, a po chwili wyczułam, że mam wilgotne od łez policzki.
Wyrzuciłam wypalonego papierosa, a resztę fajek zakopałam w doniczce. Czułam jak Daniel bacznie mnie obserwuje.
- Chce Ci pomóc.
- Ty mi nie pomagasz. Ty bardziej mnie dołujesz. Nie możesz powiedzieć mi  wprost o co Ci chodzi? Chcesz żebym sama sobie wszystko poukładała i sama sobie poradziła. Wiem. Ale ja nie mam na tyle siły, nie chce mieć tej siły, ja się boje. Boje się, że nie dam rady. - wydusiłam z siebie po czym jak dziecko się rozbeczałam.
Podszedł do mnie powoli, zabrał koc którym byłam okryta i przytulił mnie tak jak jeszcze nigdy. Chciałam się wypłakać. I właśnie to robiłam.
- Dlaczego ty sobie tak wszystko utrudniasz. - mówił. To nie było pytanie, a bardziej stwierdzenie. - Przecież dobrze wiesz, że Karol Cię kocha, a ja widzę, że ty nadal coś do niego czujesz. Dlaczego nic z tym nie zrobisz? Dlaczego do niego nie pojedziesz?
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - pytałam, a głos drżał mi jak nigdy. - Minął już rok. Na pewno ułożył sobie życie, nie mogę tak po prostu wrócić i powiedzieć "cześć wróciłam, kłamałam mówiąc, że Cię nie kocham bo nie chciałam żebyśmy cierpieli" tak? 
- Nie. Sądzę, że stać Cię na coś więcej.
- I znowu muszę się domyślać o co mojemu wspaniałemu braciszkowi chodzi. - powiedziałam z pogardą, wycierając oczy.
- Przecież nie mogę Ci mówić jak masz żyć. Masz prawie siedemnaście lat.
Ugięłam kolana przyciągając je do klatki. Oparłam o nie głowę i zaczęłam głęboko oddychać aby się uspokoić i zacząć myśleć. Daniel siedział obok mnie czekając w ciszy na to co powiem, ale ja nie mówiłam nic. W skupieniu obstawiałam wszelkie za i przeciw.
- Związek na odległość chyba nie jest dla mnie. Już przez to przeszłam i nie chce żeby znowu coś stanęło mi na drodze do szczęścia. - układałam to zdanie przez dobre dwie minuty, aby w końcu wydusić je z siebie.
 - Nie mówię o związku, tylko może przestań udawać, że nic Cię nie rusza. Może przed rodzicami i innymi to ukryjesz ale przede mną nie. Niby jesteś taka szczęśliwa, paradujesz z uśmiechem na twarzy a tak naprawdę to cierpisz, przecież to widzę... - mówił - Ogarnij się i zacznij żyć! - powiedział wstając.

 Walking.Dream.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz